List 3b
Komentarze: 0
Cześć !
Dziękuję Ci za szczery list. Tylko nie wiem naprawdę, co spowodowało taką napaść na mnie. Całkowicie opatrznie zrozumiałaś większość myśli z mojego listu. Ja pisząc o swoich synach, chciałem podkreślić ,że miałem to szczęście iż wzrastali na moich oczach. Miał to być kontrast, do twojego biadolenia nad męczarnia przy dziecku. Jeszcze raz powtarzam, że to co Ty uważasz za straszne przejścia jest całkowicie normalne i znane każdej mamie. I tego Ci zazdrościłem, pisząc o 10 latach, w czasie których mogłem być świadkiem rozwoju moich synów. A Ty wyjechałaś mi od razu z podsumowaniem mojego życiorysu, nawet schematu. Szkoda, że dostrzegłaś we mnie po upływie jakiegoś czasu ramówkę: więzienie na zmianę z piciem. No i oczywiście musiała jeszcze być poruszana Warszawa. To rzeczywiście objawienie Boże lub życiowe. Ciekawi ludzie, inne horyzonty, odpowiedzi na różne pytania. Same pozytywy. A finał? I wreszcie coś, co mnie najbardziej dotknęło. Faktem jest, ze byłem u Ciebie w szpitalu z „towarzystwem”, ale to chyba raz, za ich namolną prośbą ( jesteś ich ulubienica ). Ale potem przychodziłem sam i trzeźwy. Do Was. Nie daruję sobie tego nigdy. Ja marzyłem o tym, żebym miał jakiekolwiek prawa do dziecka ( mimo, ze nie moje). Nawet myślałem kategoriami „moje”, chwaliłem się przed chłopakami, obsługą noclegowni. Tobie mówiłem, ze je kocham – zero reakcji. Wtedy zrozumiałem : „ Z czym do gościa?”. A teraz chwalę się w więzieniu, gratulują mi. Wspomniałaś o liście, który Ci dałem. Przecież tam wyraźnie napisałem, że wyobrażam sobie dalsze życie z wami, że zanim pójdę odsiedzieć resztę , mam obiecaną pracę. Ale Ty zniknęłaś ze szpitala i mojego życia. Dobrze pamiętam nasza ostatnia rozmowę w szpitalu i ostatnią rozmowę telefoniczną. To był poniedziałek, umówiliśmy się, że zadzwonię punktualnie w środę o 17, tak żebyś to Ty odebrała. Miałaś mi powiedzieć, kiedy przyjedziesz … nie miałaś widać okazji. To była dymisja od Ciebie dla mnie. Dnia 3.12 zamknęli mnie przez pomyłkę do tej samej sprawy, wywieźli w góry aż do Nowego Sącza, trzymali tylko 45 dni, wypuścili. Próbowałem znowu kontaktu z Toba – lipa. Czekałem na wezwanie z sądu, żeby odbyć resztę kary, ale nie spieszyli się. Ironia losu sprawiła ,że wyjechałem do Warszawy, tez poznałem nowych ludzi, dali mi możliwość zarobienia niezłych pieniędzy w skali miesiąca, nawet intelektualnie i kulturalnie „odżyłem”. Gdy przyjechałem w przeddzień Bożego Ciała pożegnać idącego do wojska starszego syna, zatrzymano mnie. Resztę znasz. Gdy byłem w Warszawie od początku lutego do końca maja dzwoniłem do Ciebie 6 razy dziennie, ale nigdy Ty nie odebrałaś, więc się rozłączałem. Cały splot niemożności i głupot w kontekście miedzy nami. Myślałem, że jakoś to przeżyję, zapomnę, ale nic z tego. Nie wytrzymam, napisałem z Białegostoku, odpisałaś. Nie będę się pchał tam, gdzie mnie nie chcą, ale dziękuję Ci za propozycję przyjaźni. Z radością to przyjmuję, bo zawsze to jakiś dowód Twojego istnienia. Że nie byłaś tylko snem, pięknym lub koszmarnym, zależy od interpretacji. Żeby więcej się nie narzucać napiszę Ci jeszcze raz: weszłaś w moje życie, rozkochałaś w sobie, uzależniłem się od Ciebie, nie potrafię inaczej myśleć o Tobie. Może w roli przyjaciółki też będzie Ci do twarzy? Jeszcze i to wytrzymam. Pisz dużo o Waszej codzienności, bo dla mnie jest to bardzo, bardzo ważne. Dopóki nie spojrzę Ci w oczy, przestaję myśleć, nie mam siły.
Pozdrawiam „Szp.”
Dodaj komentarz